Jedna z legend opowiada jak to pewnego razu król Kazimierz Wielki przejeżdżając w okolicy zwrócił szczególną uwagę na piękno i urok tej ziemi. Ujęło go malownicze wzgórze zamkowe wznoszące się nad rozlewiskiem Czarnej Przemszy zatrzymał więc cały swój orszak i zadysponował odpoczynek.
I tak to królewska czeladź odpoczywająca na postoju dala początek sąsiadującej miejscowości Czeladzi. Z punktu historycznego wydaje się ta historia mało prawdopodobna ponieważ Kazimierz Wielki nadal prawa miejskie Będzinowi. Osada jednak powstała znacznie wcześniej i była znana pod nazwą Bendyn lub Banden.
Ale skąd ta nazwa?
Inna legenda opowiada o wiernym druhu i przyjacielu króla Bolesława Chrobrego. Przyjaciel ten zawał się Bendę. Jako mali chłopcy wychowywali się razem na książęcym dworze dorastając wspólnie uczyli się rycerskiego rzemiosła, a gdy dorośli ramię w ramię walczyli na wyprawach wojennych podbijając niezliczone plemiona słowiańskie. Wiele lat później w dowód wdzięczności za wierność i ofiarną służbę, król podarował Bendzie ziemie leżące nad Czarną Przemszą wraz z przyległymi osadami. Benda zauroczony ziemią i pięknem okolicznej puszczy postanowił osiedlić się tutaj, a na miejsce swej siedziby wybrał skaliste wzgórze nad brzegiem rzeki.
Nie miał jednak na tyle licznej służby, by szybko wybudować warowny zamek więc rozkazał miejscowej ludności, by stawili się do ciężkiej pracy. Tych z pośród pospólstwa które sprzeciwiło się pracy wziął w niewolę i sam nadzorował budowę zmuszając do ciężkiej pracy.
Zamek został wybudowany ale nikt nie otrzymał jakiejkolwiek zapłaty za swoją ciężka pracę.
Wykorzystany i uciemiężony lud przeklął swojego pana a na niego samego spadła ciężka kara za krzywdę pokrzywdzonych.. Jednego dnia stracił całą swoją rodzinę, na jego oczach od skały oderwał się głaz, który przygniótł jego żonę i dzieci. Spokorniały i zrozpaczony Benda przywdział habit mnisi i wyprowadził się z zamku. Zamieszkał w pustelni w Gołonogu a pragnąc odkupić swoje winy, resztę życia spędził w ubóstwie pomagając miejscowym osadnikom.
=======================
Mówią, że kiedy w 1952 roku w ruinie pojawili się archeolodzy, ich pracom przyglądała się, jak twierdzi legenda, zjawa Czarnego Rycerza bez głowy. Dla historyków nie był postacią znikąd. To Mikołaj Kornicz Siestrzeniec, burgarbia będziński z XV wieku, który miał za co pokutować w starych murach.
Mikołaj, chociaż przyjaciel króla Jagiełły, słynął ze swoich grzechów. Jego pasją była polityka, a do swoich racji przekonywał żelazem i ogniem. Przeciwników najeżdżał, rabował, porywał im krewnych i ciągał po sądach. A te były mu przychylne, ze względu na opiekę króla.
W końcu jednak samego króla okradł, a może i zdradził. Jagiełło odebrał mu za to Będzin, darując życie. Historyk lwowski Antoni Prochaska pisał wprost o Korniczu: "Widzimy w nim zuchwałego opryszka i kłóciciela pokoju publicznego, a wreszcie zaciętego pieniacza żyjącego ciągle w procesach o długi i w rozlicznych facyendach (czyli szachrajstwach) pieniężnych. Przez cały ciąg swego żywota jest on w niezgodzie ze światem: włóczy się i tłucze po świecie jak Marek po piekle. Obrotny, zręczny, czynny, przytomny, ruchliwy i mężny, lecz zawsze w ujemnym kierunku tych przymiotów, chciwy i zły, a nierzadko tarzający się w błocie plugawego rozbójnictwa." Kornicz, biedny szalchetka spod Raciborza, który dla pieniędzy poślubił starszą wdowę, wyruszył zaraz na wojaczkę. W nagrodę za zasługi w walce z Krzyżakami został burgrabią zamku w Będzinie, w roku pańskim 1415. Był drugim znanym burgrabią tego zamku, po niejakim Wiernku, o którym jednak legendy milczą.
Kornicz rządził w Będzinie przez 15 lat. W niesławie musiał zamek opuścić.
Ale przedtem był agentem Jagiełły, miał utrzymywać tajny kontakt z czeskimi Husytami. Pod Będzinem przebiegała wtedy granica między Polską a czeskim Śląskiem. Konszachty z innowiercami były jednak nie w smak biskupowi Zbigniewowi Oleśnickiemu, który stał się wrogiem Kornicza.
Sąsiedzi mieli inne pretensje; o to, że zabiera sobie z ich siedzib, co mu się podoba. Zamek sielecki ograbił z 40 prześcieradeł. Napadał na zamki w Sławkowie i Koziegłowach, wszystkich sąsiadów nie cierpiał. Najbardziej jednak Oleśnickiego.
Nękał jego zwolenników. To jednemu uwięził dziecko, to kochankę, innego zakuł w dyby, starostę biskupiego pobił, krewnemu biskupa zarzucił nie szlachectwo. Bezkarny latami, stanął jednak przed sądem. Oskarżono go o to, że łupiąc kiedyś krzyżacki zamek, nie oddał królowi skarbów. A także o zdradę, bo miał knować z Zygmuntem Luksemburskim, planującym rozbiór Polski. W końcu o ukrywanie na będzińskim zamku bandy Ślązaków, krwawych rozbójników, siejących terror w okolicy.
Wygnano Kornicza z Będzina, ale wyniósł, co mógł. Biedny nie był. Chociaż panowie z Polski i Śląska ustalili, że rabusiowi nie będą pomagać, został jeszcze burgrabią rabsztyńskim i starostą przedborskim, dokupił sobie wsi. Zmarł w dostatku, w sędziwym wieku, wspominając przygody na będzińskim zamku.
Bywa tutaj jako zjawa, bo pilnuje starych tajemnic. Podczas odbudowy zamku znaleziono tu złoty dukat Zygmunta Luksemburczyka. Może go dostał za zdradę Jagiełły? Może dla złota stracił głowę? Czy to za karę bez niej raubritter Kornicz musi przez wieki straszyć po nocach?